Szczęście - kwestia wiary, czy hormonów

Już niedługo pojawi się możliwość wspierania mojej działalności na "Patronite" - aby śledzić te informacje, dołącz do mojej społeczności na Instagramie!

W międzyczasie tworzenia dla Was e-booka o uzależniających relacjach, rozpoczynam cykl krótkich wpisów o emocjach. Wybrałam 7 różnych - tych pozytywnych i tych negatywnych. O niektórych będę mówić więcej na moim stories, a czasami odeślę Was do innych materiałów. Ten umieściłam również na blogu, aby była wygoda czytania nieco dłuższej treści. ENJOY!


SZCZĘŚCIE - NAJBARDZIEJ POŻĄDANE UCZUCIE ŚWIATA

 
Mówienie o szczęściu warto rozpocząć od odpowiedzi na odwieczne pytanie - jak osiągnąć szczęście - to długotrwałe. Jak sprawić, aby budząc się każdego dnia, po otwarciu oczu, można było szczerze sobie powiedzieć: jestem szczęśliwy. Jedni powiedzą: Biblia mówi: "Moim szczęściem jest być blisko Boga" (Psalm 73:28), a drudzy powiedzą: trzeba podnieść sobie poziom dopaminy, oksytocyny, a zmniejszyć kortyzolu. Kto ma rację? Po której stronie ja stoję? Wiara kontra nauka! Uwielbiam rozwalać te tematy, ponieważ ilu z Was mnie zna, tylu wie, że uwielbiam dowodzić w jaki sposób dokonania i odkrycia współczesnej nauki współpracują z twierdzeniami Biblijnymi. Wierząc w Boga nie jesteśmy skazani na ślepą wiarę, ale jesteśmy zachęcani do tego, aby szukać mądrości (Przypowieści Salomona o tym mówią.) 

Trochę badań:


1. Za odczuwanie szczęścia w naszym organiźmie odpowiadają dwa związki chemiczne: dopamina i oksytocyna. W ogromnym skrócie powiem, że dopamina podnosi nasz poziom szczęścia (euforia, ekscytacja) na krótką chwilę. Wydziela się na przykład po kąpieli, po zjedzeniu naszej ulubionej potrawy, w trakcie i chwilę po zakupach. Poziom odczuwanego szczęścia utrzymuje się jednak przez krótki czas, od parunastu minut do kilku godzin dziennie na przestrzeni paru miesięcy (tak jest kiedy zamieszkamy w nowym mieszkaniu, które bardzo lubimy). Problematyczne jest jednak, że krótkotrwałe, acz efektowne działanie prowadzi często do uzależnień od tego uczucia. Po drugiej stronie mamy oksytocynę, często kojarzona z tematami okołoporodowymi, jest niezwykle ważną substancją, która ma związek z odczuwaniem szczęścia długoterminowego. Zanim uznacie, że macie dosyć około naukowych tematów, bo przyszliście tutaj po Biblijne mięcho, poczekajcie jeszcze chwilę.  Badania dowodzą, że poziom oksytocyny wzrasta stosunkowo wolno, w porównaniu do strzałów dopaminy - ALE - jej poziom utrzymuje się nieporównywalnie dłużej. Zatem poziom poczucia szczęścia, można sobie najogólniej mówiąc: WYPRACOWAĆ.

 No i teraz bomba


Oksytocyna wytwarza się w naszym mózgu poprzez m.in.: BLISKIE RELACJE, przytulanie, słuchanie dobrych rzeczy na swój temat, bycie wysłuchanym, radość, śmiech, taniec, medytacja (to też określenie modlitwy), nie tłumienie emocji, hojność. Wybrałam tylko kilka z wymienionych w badaniach, ale już tych kilka pokazuję pewną niesamowitą zależność. Własne szczęście w dużej mierze zależy od tego, czy pracujemy nad nim, oraz dbamy i świadomie inwestujemy w bliskie relacje z innymi ludźmi. Szczęście rodzinne można również "wypracować", świadomie patrząc na nie przez pryzmat wyżej wymienionych działań. Kiedy patrzę na siebie sprzed  nawrócenia, widzę samotną, smutną, wystraszoną dziewczynę uzależnioną od skoków dopaminy (zakupy, imprezy, powierzchowne relacje), teraz jeszcze bardziej zrozumiałam jak prawdy Biblijne, które zaczęłam stosować w swoim życiu współgrały z nauką i dlaczego mogę teraz o sobie powiedzieć, że JESTEM NA MAKSA SZCZĘŚLIWYM człowiekiem. Ponieważ życie blisko Boga było moją świadomą decyzją, zaczęłam robić to, do czego Jezus zachęca: chwalenie Ojca w Niebie (radość) bliska, realna relacja z Jezusem (bliskość) codzienne uwielbianie Boga (skakałam, tańczyłam śpiewałam sobie bez ograniczeń w swoim pokoju), bliskie, wartościowe relacje z innymi ludźmi w kościele (relacje, bycie wysłuchanym, przytulanie, radość) nauka bycia hojnym, nawet kiedy masz mało (hojność) medytowanie na Bożym Słowem, które mówi o mnie dobre rzeczy (modlitwa, komplementy).Moje nawyki kształtowałam każdego dnia, pierwsze bardzo konkretne zmiany zauważyłam już po paru miesiącach. Po 2 latach pozbyłam się na przykład problemów ze snem. Widzicie to co ja? To właśnie ten długotrwały proces, moje nawyki kształtowane konsekwentnie dzień po dniu sprawiły, że jestem tak szczęśliwa. I co ciekawe - nie miałam wcześniej tej wiedzy, miałam Boga, moją wiarę i mądrych ludzi dookoła w postaci mojego Kościoła.
Czujecie już co chcę przez to powiedzieć? Nie chodzi tutaj więc o to, że to związki chemiczne sterują naszym samopoczuciem, ale o to, że to nasze wybory mają prowadzić do tego, czy te związki będą w odpowiednich proporcjach i dzięki temu będziemy czuli szczęście długotrwałe, czy będziemy bujać się po sinusoidzie szczęścia krótkotrwałego i nieszczęścia. Bóg dał nam już dawno jasne wskazówki co mamy robić, aby to osiągnąć, opowiada o tym w taki sposób, aby każdy mógł to zastosować i zrozumieć. Nie wiem jak Was, ale mnie to odkrycie rozwaliło. Dajcie znać w komentarzach co myślicie. Oczywiście po raz kolejny podkreślam, że istnieją takie sytuacje jak zaburzenia chemii w organiźmie, które wymagają pomocy lekarskiej i bez niej nie można sobie poradzić, natomiast mam nadzieję, że Ci z Was, którzy zastanawiali się, dlaczego "żyjąc chwilą" nie są nadal w pełni szczęśliwi, mają już więcej wiedzy na ten temat. 






0 komentarze:

Prześlij komentarz