MIŁOŚĆ

"A we wszystkim, co czynicie, okazujcie miłość, bo ona utrzymuje nas w doskonałej harmonii..." (Kol 3:14a)

Pisałam już o wdzięczności, miłość także przewijała się w moich postach. Ale im dłużej żyję z Bogiem, tym bardziej jestem przekonana o tym, że te dwa tematy niegdy nie stracą na aktualności. Dzisiaj kilka słów na temat tego czym według mnie jest ta biblijna, Boża miłość, oraz kawałek mojej historii sprzed miesiąca. Będzie też słowo o motywacji miłości. Zapraszam!

DECYZJA PONAD EMOCJE


Miłość jest słowem o ogromnym ładunku emocjonalnym, ciągnie za sobą pewne postanowienia i ustala zasady. Kiedy mówię słowo "miłość", wracam myślą do źródła, czyli Boga. Biblia mówi, że miłość jest Jego naturą. Bóg jest miłością - każdy z nas zna to zdanie - a skoro on jest jednocześnie doskonały, to w jego naturze miłość jest w 100% doskonała. Stąd moja definicja miłości, która nie wzięła się z tego co przeczytałam w gazecie, w mądrych psychologicznych artykułach, ani z tego co powiedzieli mi inni. Moja definicja miłości cały czas się rozwija na podstawie relacji z Bogiem i czytania Jego słowa czyli Biblii.

"Miłość nie jest chwilowym przypływem emocji, ale jest decyzją." To jedno z moich ulubionych zdań, które mają duże znaczenie w moim życiu. Podobnie jak podjęłam decyzję, że będę wierzyła Bogu w każdej dziedzinie mojego życia, podobnie uważam, że kochać kogoś także wymaga ode mnie konkretnej decyzji, której będę się trzymać, koniec i kropka. Czy to zbyt radykalne? A co jeśli...? Dlatego nie radzę podejmować takiej decyzji pochopnie i przedewszystkim radzę pytać Boga, w co mogę zainwestować. Bo miłość to także inwestycja na całe życie. W dzisiejszej kulturze stałość jest ceniona, ponieważ stała się towarem deficytowym - kiedy coś się nie udaje, często zmieniamy kierunek, lub po prostu odrzucamy to i szukamy czegoś nowego. Chcemy mieć wszystko szybko, sprawnie i za darmo, niczym nową aplikację do telefonu. Nie działa? Dajemy jedną gwiazdkę i szukamy kolejnej. Nie oceniam teraz naszych decyzji, które być może czasami podejmujemy szybko, ponieważ sama rzuciłam kiedyś studia, podejmując tą decyzję w 4 minuty, (dosłownie tyle trwało przejście z sali egzaminacyjnej do dziekanatu) i to był bardzo dobry wybór! Próbuję tylko zwrócić naszą uwagę na kulturowe spłaszczenie miłości do formy silnych emocji, albo co gorsza cielesności! Jeśli się wypali, przestanie się jarać, nie będzie "fanu" - to trudno, albo zmieniasz męża/żonę/dziewczynę/chłopaka/ albo żyjesz przytłoczony do końca życia poczuciem winy i niespełnionych ambicji. Wtedy cierpimy...bo w głębi duszy każdy z nas został stworzony, aby kochać i być kochanym. Boża natura woła do nas codziennie, tak jak dzisiaj rano zawołała do mnie,

JESTEŚMY OTOCZENI!


Jezus powiedział:
Tego z kolei który mnie kocha, miłością otoczy mój Ojciec i ja będę go kochał, i objawię mu samego siebie. (Jana 14:21) dalej czytamy: Jeśli wypełnicie moje przykazania, będziecie trwać w mojej miłości, jak i ja wypełniłem przykazania mego Ojca i trwam w Jego miłości. (Jana 15:10)
Co za piękna zależność! Podejmując konkretne decyzje w życiu, bywa, że nie wszystko jest takie, jakbyśmy tego chcieli - stąd Jezus mówi o przykazaniach Ojca - może się zdarzyć, że nie wszystko będzie dla nas miłe i przyjemne - zmiany charakteru bywają trudne i bolesne, ale zaraz potem w swoich listach Jan mówi, że przykazania Ojca, dla tego kto Go kocha, nie są uciążliwe. Bang! I tutaj coś, co mnie absolutnie porywa - Jeśli Twoje decyzje są kierowane miłością do Boga (a jeśli kogoś kochamy, to Jego zdanie się dla nas zdecydowanie liczy) to w wyniku tych decyzji także będziemy odbierać miłość. Miłość działa obustronnie - dlatego możemy być nią otoczeni - możemy ją przyjmować od Ojca, czerpać z Jego natury i źródła, ale również dawać ją innym. Ot takie perpetuum mobile. Będziesz zbierać to co zasiejesz.

A CO GDY ZAPOMINAM?


Bardzo staram się dbać o moją codzienną relację z Bogiem, to wynika też pośrednio z tego, że podejmuję taką decyzję. Bywa różnie, ale zawsze idę do przodu. Trzymam się tego, nawet jeśli mi się nie chce, emocje szaleją, rozkłada mnie choroba, dzień jest parszywy. Bóg na szczęście nie zmienia decyzji nawet wtedy, gdy rano wyglądam, jakbym spotkała drużynę rugby, akurat pośrodku ich meczu na stadionie w bardzo deszczowy dzień. A co wtedy, gdy o tym zapomnę?

"Bo ci, których Duch Boży prowadzi, są dziećmi Bożymi. Nie wzieliście przecież ducha zniewolenia, aby znowu poddawać się strachowi, ale wzieliście ducha synostwa, a w tym duchu wołamy: Abba, Ojcze! /Abba oznacza dosłownie 'tatusiu!'/" Rz 8:14-15 Kiedyś przeczytałam w pierwszym liście Jana, że 'doskonała miłość usuwa strach' i zastanawiałam się jakie to uczucie. Ja niestety nie zaznałam ojcowskiej miłości, ale pamiętam, że kiedy dziadek brał mnie w ramiona, to niczego się nie bałam, bo tam było bezpiecznie. 

Jednak w te wakacje doszłam do momentu w moim życiu, w którym powiedziałam sobie: Boże, jesteś taki wspaniały - na tą chwilę mam wszystko, niczego więcej nie potrzebuję, jestem szczęśliwa na maksa! Mam swoje marzenia, ale wiem, że wszystko ma swój czas. Tu i teraz jestem szczęśliwa...

MOTYWACJA  - STRACH CZY MIŁOŚĆ?


Taki stan potrwał może miesiąc i nagle...wszystko jakby stanęło, sytuacja fizycznie nie zmieniała się, ale duchowo zaczęłam dosłownie więdnąć. Byłam wtedy bardzo zabiegana, (praca, firma, służba i tak w kółko) mniej czasu poświęcałam na fizyczne spędzanie czasu z Bogiem, a ponieważ wszystko było dobrze, moja czujność została uśpiona. Niewiele czasu musiało minąć, aby pojawiły się jakieś depresyjne myśli, oskarżenie, nawet zaczęłam wątpić w to, że Bóg mnie kocha. Wróg wykorzystał chwilę. Bez stałego zasilania się od źródła, o którym pisałam na początku, zaczęłam usychać.

Czasami tak długo żyjemy bez poczucia bezpieczeństwa i przynależności, że nasza relacja z Bogiem opiera się na motywacji strachu i zagrożenia - kiedy czujemy potrzebę, strach, niewygodę - wtedy garniemy się do ramion Ojca i jest to jak najbardziej zdrowa reakcja, bo dziecko w momencie zagrożenia powinno czym prędzej szukać swojego rodzica, ale nie jest już zdrową, jeśli TYLKO w takiej sytuacji garniemy się do bezpiecznego miejsca. Zdrową jest wtedy, gdy niezależnie od tego czy jest dobrze czy źle, jesteśmy cały czas w trwałej relacji z Bogiem. Zaczęłam się zastanawiać, jaka jest moja motywacja i dlaczego w czasie gdy było dobrze, zaniedbałam czas z moim ukochanym Bogiem. Po prostu zgłupiałam...O co chodzi? Czy naturalną reakcją nie powinno być, że skoro jest super, to powinnam jeszcze bardziej się cieszyć Jego obecnością? Przecież nie zapomina się osoby, którą się kocha. Wtedy do mnie doszło, że moją motywacją do relacji nie była miłość, ale pośrednio strach. Bo zawsze kiedy w moim życiu dzięki Bogu działy się cuda i przełomy, to były one powiązane z napięciem, stresem i walką. 

 CHCĘ  TO MIEĆ!


Codziennie teraz modlę się, abym mogła poznać taką miłość o jakiej pisze Jan. Jan miał wyjątkową relację z Jezusem. On czuł się kochany i kochał. Też tak chcę, to jest nowy etap w moim życiu - moim największym marzeniem jest, aby czuć taką bliskość Jezusa, jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Aby wręcz fizycznie móc doświadczyć Jego obecności. Bo relacja oparta na miłości bezwarunkowej usuwa wszelki strach. Ulubionym wersetem mojej koleżanki jest "Moim jedynym szczęściem, jest być blisko Boga." Od niedawna stał się także moim. Powiem wprost: możesz mieć hajs, dobre ciuchy, super chłopaka, mega dziewczynę, inni mogą mówić, jaki jesteś super, odnosić sukcesy we wszystkich dziedzinach i dalej czuć się pustym, jeśli źródło poczucia bezpieczeństwa, akceptacji i miłości zacznie wysychać. Żadna z tych rzeczy nie zastąpi Ci doskonałej miłości Boga! Ja się już przekonałam, że jeśli nie ma przy mnie Jezusa, to wszystko są po prostu nic nie warte rzeczy. Na szczęście w tym wszystkim Bóg okazywał mi swoje małe dowody miłości i wiedziałam, że On czuwa, a ja dam radę wejść w nowy etap naszej relacji. Na szczęście nie musimy tego robić o własnych siłach - It's all about Jesus - to Jego moc!

"My jednak przezwyciężamy te wszystkie przeszkody dzięki Temu, który tak bardzo nas ukochał. Jestem bowiem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani żadne duchowe moce, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani to, co wywyższone, ani to, co poniżone, ani żadne inne stworzenie nie jest w stanie oddzielić nas od miłości Boga, objawionej w Chrystusie Jezusie, naszym Panu." Rz 8:38 Dzięki komu? Dzięki Bogu!

PO PIERWSZE


Dwie myśli z jakimi chcę was zostawić to po pierwsze: z jakiej motywacji utrzymujesz relację z Bogiem? Przyzwyczajenie, strach, bo tak wypada? Jeśli Twoją motywacją nie jest po prostu miłość, to prędzej czy później się wypalisz, bo nigdy nie będziesz w stanie rozkwitnąć w takim układzie. Pomyśl - jeśli kochasz kogoś, bo masz z tego korzyść, albo idziesz do tej osoby żeby poczuć się lepiej w trudnej chwili, to jaki to ma sens...? Druga myśl to pytanie: co dalej z tym zrobię? Kiedyś postanowiłam sobie, że będę uczyć się traktować innych ludzi i odnosić do nich w taki sposób, w jaki robi to dla mnie Bóg. Nie raz zawodziłam, ale mam bardzi chętne serce, bo widzę jak wiele pokoju i dobrego to wprowadza w nasze życie. Chcę aby źródłem z którego czerpię, był Bóg. Nikt inny i nic innego. Dlatego nawet mojemu ukochanemu mówię, że jest tym drugim, bo pierwszy jest Jezus. I chociaż zdarza mi się popełniać gafy i błędy, to tak jak mówi list do Rzymian - NIC nie sprawi, że Bóg przestanie mnie kochać, i tego się trzymam, i właśnie dlatego tak rozpaczliwie chcę być coraz bliżej Niego.












0 komentarze:

Prześlij komentarz